10 najpiękniejszych utworów Leonarda
Cohena
Marta Waszkiewicz
Leonard Cohen był artystą jedynym w swoim rodzaju. Choć nie ma go już wśród nas, jego pełna szczerości i mądrości rozedrgana twórczość wciąż inspiruje i zdradza wiele prawdy o życiu. Był niekwestionowaną ikoną muzyki i poezji drugiej połowy XX wieku, mistykiem słowa. Dystyngowanym człowiekiem o wielkiej klasie, który traktował życie z poczuciem humoru i dystansem. Podczas występów hipnotyzował publiczność swoją charyzmą i zachrypniętym, niskim głosem. Hultaj w garniturze – tak mówił sam o sobie.
Jego
życie kryło wiele tajemnic – często zmieniał miejsce zamieszkania,
miał różne partnerki. Był cały czas w drodze, nie do końca pogodzony
z samym sobą. Przez wiele lat zmagał się z depresją, która
dominowała w jego spokojnych i melancholijnych utworach. Inspirowało
go wiele rzeczy. Zanim poświęcił się muzyce pisał refleksyjną poezję
i powieści. Uwielbiał też malarstwo – tworzenie autoportretów
(najczęściej o 4 lub 5 nad ranem)
przynosiło mu ukojenie. Zmarł 11 listopada 2016 roku
(błąd M. W. - 7 listopada),
ale dzięki swojej twórczości będzie żył wiecznie. Z okazji 3.
rocznicy śmierci kanadyjskiego barda, przypominamy najpiękniejsze
utwory, które na zawsze już pozostaną w naszych sercach.
„Suzanne” (1967) Przyjazny dla ucha baryton Cohena wielbiły w szczególności kobiety – śpiewał o nich i dla nich. „Suzanne” to jeden z takich utworów. Artysta opublikował go jako wiersz w 1966 roku. W tym samym roku jego muzyczną interpretację wykonała folkowa piosenkarka Judy Collins. Cohen nagrał swoją wersję rok później i to właśnie dzięki niej rozpoczął swoją przygodę z muzyką. Inspiracją do powstania tekstu była platoniczna miłość Leonarda do żony przyjaciela. Zakochany artysta nie chciał, aby relacja nabrała seksualnego charakteru, więc z szacunku do pary poprzestał na adorowaniu ukochanej i poświęcił jej swój debiutancki utwór.
W 1994 roku na
antenie BCC tak wspominał znajomość z tytułową Suzanne: – Wpadłem na
nią pewnego wieczoru i zaprosiła mnie do swojego domu nad rzeką.
Poczęstowała mnie herbatą Constant Comment, która miała małe kawałki
pomarańczy. I niedaleko przepływały łodzie, a ja dotknąłem jej
doskonałego ciała moim umysłem, ponieważ nie było innej możliwości.
Nie było innego sposobu, aby w tych okolicznościach dotknąć jej
doskonałego ciała.
„Famous Blue
Raincoat” (1971)
W
latach 70. często krytykowano muzykę Cohena. Mówiono, że jest
przygnębiająca, a jego albumy powinny być sprzedawane z żyletkami,
bo to dobra muzyka do podcinania sobie żył. Musimy przyznać, że jest
w tym stwierdzeniu odrobina prawdy. Choć utwór odnosi się do pewnego
grudniowego poranka, jego charakter świetnie wpisuje się w jesienny
klimat i ponurą, listopadową aurę. Urzekający refren i przejmująca
tematyka nadają piosence niesamowity urok. „Famous Blue Raincoat”
z albumu „Songs of Love and Hate” to pełen metafor tekst o nagłej
„śmierci” emocji, w szczególności zazdrości. W głosie artysty
słychać obojętność, ale i spokój. To jeden z najbardziej
tajemniczych i wypełnionych niespotykaną głębią piosenek w dorobku
Cohena.
„Hallelujah”
(1984)
„Hallelujah”
z albumu „Various Positions” to prawdopodobnie najbardziej znany
i najchętniej coverowany utwór Leonarda Cohena. Ciężko w to
uwierzyć, ale ta pop-folkowa ballada doczekała się ponad kilkuset
(!) wersji, a sam artysta tworzył piosenkę przez 5 lat. Pełen
biblijnych odwołań (np. do króla Dawida) tekst opowiada o tęsknocie
i uwielbieniu, a niespotykane połączenie muzyki gospel i walca
tworzy niesamowity klimat. Początkowo „Hallelujah” nie cieszyło się
zbytnią popularnością, jednak z czasem po utwór zaczęli sięgać
kolejni artyści – m.in. Rufus Weinwright i Jeff Buckley.
„Dance Me to The End of Love” (1984)
Tekst do piosenki „Dance Me to The End of Love” mógłby spokojnie
funkcjonować jako wiersz bez podkładu muzycznego. W kulturze
popularnej utwór ten zdecydowanie stoi na najwyższej półce
poetyckiej. Dzięki licznym metaforom i niejednoznaczności można go
interpretować na wiele sposobów, choć sam autor podkreślał jednak
wielokrotnie, że inspiracją do powstania tekstu była opowieść
o żydowskich muzykach akompaniujących zagładzie obozowych
współwięźniów. Nie wykluczał jednak interpretacji romantycznej.
Uwodzicielski głos Cohena śpiewającego kolejne zwrotki zwala z nóg
i sprawia, że ma się ochotę słuchać utworu na okrągło.
„Tower of Song”
(1988)
Refleksyjny utwór „Tower Of Song” pochodzi z albumu „I'm Your Man”
z 1988 roku. Pojawia się także na ścieżce dźwiękowej do filmu o tym
samym tytule, w którym o wpływie Cohena na swoją twórczość
opowiadają m.in. frontman grupy U2 – Bono oraz Nick Cave. Sam
Leonard Cohen opowiada w nim o swoim życiu i marzeniach. „Tower of
Song” to prawdziwe muzyczne dzieło sztuki, które (podobnie jak wyżej
wymienione „Hallelujah”) doczekało się wielu coverów.
„Closing Time”
(1992)
„Closing
Time” z albumu „The Future” to malownicza wizja schyłku hucznej
zabawy, co oczywiście, jak to zwykle bywa w przypadku Cohena, jest
tylko metaforą – tym razem końca świata, a konkretnie biblijnego
Armagedonu, czyli upadku ludzkości i moralności. Piosenka ta
zdecydowanie wyróżnia się na tle całej twórczości artysty -
brzmienie utworu jest dość skoczne i wesołe, jednak sam tekst nie
napawa optymizmem. Do piosenki powstał wyjątkowo klimatyczny
czarno-biały teledysk - jeśli jeszcze go nie znacie, polecamy
obejrzeć.
„In My Secret
Life” (2001)
Bob Dylan pisze piosenki w kilkanaście minut. Cohenowi zajmowało to
kilka lat. W jego utworach ciężko szukać więc przypadkowych słów.
Najlepszym tego przykładem jest „In My Secret Life” z 2001 roku.
Artysta tworzył ten utwór przez… 13 lat. Piosenka opowiada o życiu
w dwóch odmiennych światach – realnym i tym „sekretnym”, istniejącym
tylko w umyśle autora. W tym pierwszym Cohen zmaga się z trudnymi
doświadczeniami. Walczy ze słabościami, a przede wszystkim z samym
sobą. O przeżycie, o lepsze jutro. W świecie wyimaginowanym spotyka
się z miłością swojego życia i wraz z nią cieszy każdą chwilą.
Ilustracją do piosenki jest enigmatyczny teledysk wyreżyserowany
przez włoską artystkę Florię Sigismondi.
„Darkness”
(2012)
W
późniejszym okresie Cohen był człowiekiem bardziej pogodzonym ze
swoim życiem. Nabrał dystansu. Przemianę w sposobie myślenia widać
wyraźnie w pochodzącym z dwunastego studyjnego albumu utworze „Darkness”.
Ten przepełniony klimatem Nowego Orleanu bluesowy kawałek okraszony
wyjątkowym tekstem to niezwykle spójna kompozycja, w której nie
brakuje głębokiej refleksji nad światem. Utwór nie należy do
najpopularniejszych, niemniej jednak warto się z nim zapoznać.
„You Want It
Darker” (2016)
W
październiku 2016 roku ukazał się czternasty studyjny album Leonarda
Cohena i zaledwie trzy tygodnie od premiery stał się muzycznym
testamentem, a jego przesłanie nabrało kompletnie nowego znaczenia.
W tytułowym utworze artysta wielokrotnie powtarza „I’m ready, my
Lord”, co oznacza „Jestem gotowy, mój Panie”. Cały album to
przejmujący obraz artysty, ale przede wszystkim człowieka
pogodzonego z nieuchronnie zbliżającą się śmiercią. W ten sposób
82-letni Leonard Cohen pożegnał się ze światem w najlepszy możliwy
sposób.
„Happens To The
Heart” (2019) Już niebawem na rynku ukaże się pierwszy wydany po śmierci Leonarda Cohena album, pełen zupełnie nowych, ekscytujących utworów. To zbiór melorecytacji, które jeszcze za życia poety nagrał jego syn – Adam Cohen. Wydawnictwo „Thanks For The Dance” zwiastuje „Happens To The Heart” – wyjątkowy utwór, który brzmi niczym głos z zaświatów. To doskonały dowód na to, że twórczość Cohena wciąż żyje w naszych sercach, a jego głosu nie da się tak łatwo zagłuszyć. |