The Book of Longing
I can't make the hills
I followed the course
I sailed like a swan
My page was too white
My animal howls
For someone will use
She'll step on the path
For less than a second
Then she will be born
I know she is comming |
Księga tęsknoty
Nie wejdę pod górę
Z chaosu wychodzę
Jak łabędź frunąłem
Stronice zbyt białe
Mój anioł się martwi
Kobiecie wystarczy
I wejdzie na ścieżkę
Nie krócej niż mgnienie
Objawi się nagle
Już jest nieopodal |
Wchodzimy w okres Wchodzimy w okres bezgranicznego zdumienia, zadziwiający moment, w którym ludzie zobaczą światełko na dnie rozpaczy i dostaną zawrotu głowy na szczytach nadziei. Ta chwila ma charakter religijny i tu właśnie kryje się niebezpieczeństwo. Ludzie będą chcieli pójść za głosem Autorytetu i wiele dziwnych wyobrażeń na temat tego, czym jest ów Autorytet, narodzi im się w głowach. Rodzina pojawi się znowu jako Podstawa, szanowana i wychwalana, a ci z nas, których tknęła inna możliwość , będą stwarzać pozory, ale przynajmniej będą to pozory miłości. Szerokie masy spragnione Porządku zwrócą się do wielu twardogłowych o wprowadzenie go. Smutek zoo spadnie na społeczeństwo. Ty i ja, stęsknieni za niewinną bliskością, powstrzymamy się od wymawiania słów dociekliwego zachwytu w obawie przed prześladowaniami. To, co desperackie, schroni się za płaszczykiem żartu. Ale przysięgam, że pozostanę w zasięgu twoich perfum. Jaki surowy wydaje się dzisiaj księżyc, ma twarz Żelaznej Dziewicy zamiast zwyczajowego oblicza niewyraźnego idioty. Jeśli uważasz, że Freud został zniesławiony i Einstein, i Hemingway, to poczekaj, co zrobią z tymi siwymi włosami ci, którzy przyjdą po mnie. Ale pojawi się krzyż, znak i niektórzy go zrozumieją, tajemne zebranie, ostrzeżenie, Jeruzalem ukryte w Jeruzalem. Przywdzieję białe szaty, jak zwykle, i wejdę do Świętego Przybytku, jak robiły to pokolenia za pokoleniami, aby błagać, dopraszać się, usprawiedliwiać. Wejdę do komnaty Panny Młodej i Pana Młodego, a nikt inny nie wejdzie tam za mną. Radzę się nie łudzić, w najbliższej przyszłości będziemy słyszeć coraz więcej podobnych rzeczy od ludzi takich jak ja. |
Masz rację, Saharo Masz rację Saharo. Nie ma welonów, mgieł i oddalenia. Ale welon skrywa się za welonem, mgłę otacza mgła, a oddalenie ciągle pogłębia dystans. To dlatego nie ma welonów, mgieł i oddalenia. I dlatego nazywamy to Wielkim Oddaleniem Welonów i Mgieł. To w nim Wędrowiec staje się Włóczęgą, Włóczęga staje się Tym, Który Się Zagubił, Ten Który Się Zagubił staje się Poszukiwaczem, Poszukiwacz staje się Namiętnym Kochankiem, Namiętny Kochanek staje się Żebrakiem, Żebrak staje się Nędznikiem, Nędznik staje się Tym, Którego Trzeba Poświęcić, Ten Którego Trzeba Poświęcić staje się Zmartwychwstałym, Zmartwychwstały staje się Tym, Który Pokonał Wielkie Oddalenie Welonów i Mgieł. Potem przez tysiąc lat, albo przez resztę popołudnia obraca się w Palącym Ogniu Przemian, ucieleśniając wszelkie transformacje, jedną po drugiej, zaczynając od początku i odnowa kończąc, 86 000 razy na sekundę. Potem zaś, Ten Który Pokonał, jeżeli jest mężczyzną, gotowy jest kochać kobietę o imieniu Sahara; jeśli jest kobietą, gotowy jest kochać mężczyznę, który potrafi napisać piosenkę o Wielkim Oddaleniu Welonów i Mgieł. Czy to ty czekasz, Saharo, czy może ja? |
Wczesne pytania
Dlaczego całe
klasztory rozpromienionych zakonnic zgłębiają twoje prace, kiedy ja
piję herbatę o nazwie Płynne Posunięcie sam jeden w chacie w czasie
zimowej zawiei? |
Wielkie wydarzenie
To stanie się już wkrótce.
Wielkie wydarzenie położy kres koszmarowi. To będzie koniec smutku.
|
Coś z wczesnych lat
siedemdziesiątych
Z reguły , albo raczej z
zasady, jak to mówicie, okazywanie przez czytelników braku
zainteresowania powieścią sentymentalną jest w jak najlepszym tonie.
Innymi słowy, różnię się od większości z was, a im starszy jestem,
tym bardziej mnie to cieszy. Powinienem był przybyć z innego kraju i
zabawić was opowieściami o koszmarach mojej ojczyzny, ale tak się
nie stało. Urodziłem się pomiędzy wami albo, jak kto woli, pomiędzy
mgłami. Jestem więc taki sam jak wy albo jak mgły. Ale bez paniki:
to nie żadne gierki słowne. Jeżeli zbyt nonszalancko wrzucam
kalambur pomiędzy rzeczy głębokie, to dlatego, że gonię już
resztkami sił. Wziąłem za dużo kwasu, byłem zbyt samotny albo
odebrałem edukację przekraczającą moje możliwości intelektualne,
tłumaczcie to sobie, czym chcecie. Szkoda, że człowiek, który
rujnuje sobie życie, musi pocieszać się poczuciem, że mimo wszystko
jego głos i jego dzieło reprezentuje najgłębszą , najrzadszą,
najbardziej świeżą i surową ostrygę realizmu w niezgłębionej lodówce
oceanu serca, ale ja jestem właśnie kimś takim, więc proszę bardzo.
To zdumiewające, jak sławny jestem dla tych nielicznych, którzy
naprawdę rozumieją, o co mi chodzi. Jestem Głosem Cierpienia i nie
można dodać mi otuchy. Wielu próbowało, ale najwidoczniej - i na
szczęście - jestem odporny na ich wytarte pocieszenia. Bez
najmniejszego wysiłku chwytam waszą łzę w szeroką sieć mojej czczej
paplaniny. Opowiem wam historię miłosną, która was uszczęśliwi, bo
nie jesteście mną, ale kto wie, może będziecie pochlipywać za maską
uniesienia, jak to zresztą sugerowałem lub wręcz obiecałem. Uważam,
że to dobra historia. Zwarta i z charakterem. Opowiadałem ją wielu
ludziom i wszystkim się podobała. Teraz opowiem ją wam. Wśród moich
licznych zasług jest i taka: twórca Czarnej Fotografii. Wystarczy
zapytać pierwszego lepiej poinformowanego pasażera metra, a burknie
pogardliwie: A tak, to ten facet, który zadaje sobie wiele trudu,
żeby zrobić zdjęcie, a potem zasłania ręką obiektyw, gdy wciska
migawkę. Szczerze mnie bawi wypowiedź tego wyimaginowanego pasażera
i nie mam nic przeciwko temu, by jego opis posłużył za
charakterystykę mojej sztuki. Moje sztuki, mojej wieczności.
Oglądany oczami przyszłości, będę przedstawiać pocieszający widok,
kiedy ta nasza groteskowa parodia ludzkości ewoluuje wreszcie w coś
- niewątpliwie - gorszego. Przyszłe potwory wyrosłe z nie
narodzonego jeszcze nasienia spędzą niejedne fantastyczne i pełne
intensywnych doznań wakacje pogrążone w emanacjach moich bezbarwnych
prostokątów. Kilka lat temu pewien sprytny nowojorski dealer sztuki
próbował zarobić na paru najbardziej powierzchownych aspektach mojej
wieczności i przez wiele miesięcy byłem figurą na Dziesiątej Ulicy i
ulubieńcem niewielkiej koterii zadziwiająco małych i chudych
ludzików, oddanych promowaniu "nowej" formy ludzkiej ekspresji,
określanej jako Sztuko - Nauka. Niektórzy z tych fanatyków
próbowali mnie przekonać, że rozumieją to, co robię. Nie muszę
dodawać, że szczekali, podobnie jak Adam z przypowieści, pod
niewłaściwym drzewem. To, co wszyscy mówili o Czarnej Fotografii,
znaczyło dla mnie tyle co i nic, wyjątkiem była oczywiście Nico. Ona
ją rozumiała. Wiedziała, co robię. Wiedziała, kim jestem. Nadal za
nią tęsknię. Odnajdę drogę powrotną pośród obojętności i nudy
ostatnich dziesięcioleci i opowiem wam o czasach, kiedy żyłem
naprawdę, rzecz jasna w ludzkim wymiarze. A w tym drugim znaczeniu,
w królestwie Greckiej Urny, w kryształowych kronikach
niezniszczalnego brylantu, pozostałem Stwórcą Absolutnym, życiem
samym dla wszystkiego, czego dotykałem, tak bezpośrednim,
nieodpartym, niekontrolowanym i bezspornym, jak ręka kobiety na
kroczu nastolatka. Byłem, jestem i pozostanę Ch--sem Materii,
Odkupicielem Bezwładnych. Daje wam to pojęcie o stanie ducha, w
jakim wymyśliłem sobie wyzwanie Czarnej Fotografii. Nico
przejrzała mnie natychmiast, poprzez całe to moje żałosne
pieprzenie, jak niektórzy byliby skłonni - i słusznie - je nazywać.
Moje dzieło to, między innymi, pomnik dla oczu Nico. To, że istniała
taka para oczu w moich czasach i że na nią trafiłem, czoło w czoło;
to, Czarna Fotografia Śpiewała do innych źrenic i dalej - do
rogówek, siatkówek i nerwów wzrokowych, a przez cały cuchnący
skórzany worek, aż do niespokojnego serca Nico, drugiego ludzkiego
serca; to, że zdarzyło się to naprawdę, składa się na jedyny atak na
moją samotność, jakiego dopuścił się Przedwieczny, i to ona nim
była. |
Jest taka chwila Jest taka chwila każdego dnia, kiedy przyklękam przed swoją miłością do ciebie. Potem przypominam sobie, że wciąż jestem tym mężczyzną. A wiem, że zadanie mojego życia to być tym mężczyzną, który pochyla się nad białą tabletką z pokorą nieustającej i jakże znaczącej miłości do ciebie. Jest dwudziesta dwadzieścia siedem. Po raz kolejny myśl o tobie ocaliła mnie przed zagadkami własnej obojętności.
i twarde koło
B-g kładzie się obok jagnięcia
jego Królową masuje
a oto i ty
w taki to sposób |