I

tłumaczenie Daniel Wyszogrodzki

1   Zatrzymałem się, aby posłuchać

   ZATRZYMAŁEM SIĘ, aby posłuchać, ale nie nadchodził. Spróbowałem jeszcze raz i towarzyszyło temu poczucie utraty. Gdy poczucie to zaczęło się pogłębiać, usłyszałem go znowu. Przestałem przestawać i przestałem zaczynać, pozwoliłem się przygnieść niewiedzy. Ale to już była strategia i, jako taka, zupełnie nie zadziałała. Wiele czasu, lata całe, zmarnowałem w tak ponurym nastroju. Teraz się targuję. Proponuję guziki w zamian za jego miłość. Błagam o miłosierdzie. On zwolna ustępuje. Chwiejnym krokiem kieruje się ku tronowi. Aniołowie niechętnie udzielają sobie nawzajem pozwolenia na śpiew. W przemianie tak subtelnej, że nie sposób jej odnotować, na promieniach złotej symetrii wyrasta dwór i raz jeszcze staję się śpiewakiem w najniższym chórze. Śpiewakiem, który urodził się pięćdziesiąt lat temu, aby wznosić głos tak wysoko jak teraz i nie wyżej.

2   Opuściwszy króla

   OPUŚCIWSZY KRÓLA, zacząłem ćwiczyć to, co powiem światu - długie próby wypełnione poprawkami, wyimaginowany aplauz, upokorzenia, postanowienia zemsty. Nabrzmiałem cały od spiskowania z własną ambicją, zmagałem się, rozrastałem, a kiedy nadszedł termin, urodziłem małpę. Po pewnym drobnym, acz nieuniknionym nieporozumieniu małpa zwróciła się przeciwko mnie. Potykając się i utykając, wycofałem się na rozległe królewskie dziedzińce. "Gdzie twoja małpa?" - dopytywał się król. - "Przyprowadź ją do mnie". Praca idzie mi wolno. Małpa jest stara. Błaznuje za kratami, naśladuje ruchy naszych dłoni podczas snu. Puszcza oko do mojej oficjalnej gorliwości. Jaki król, chce wiedzieć. Jaki dwór? Jaki gościniec?

 

3   Usłyszałem, jak moja dusza

   USŁYSZAŁEM, JAK MOJA DUSZA śpiewa zza liścia, zerwałem liść, ale wtedy usłyszałem, jak śpiewa zza welonu. Rozdarłem welon, a wtedy zaśpiewała zza muru. Rozwaliłem mur i usłyszałem, jak moja dusza śpiewa przeciwko mnie. Odbudowałem mur, naprawiłem zasłonę, ale nie mogłem sprawić, aby liść wrócił na swoje miejsce. Trzymałem go w dłoni i usłyszałem, jak moja dusza śpiewa z wielką mocą przeciwko mnie. Tak to jest, kiedy nauki zgłębia się bez przyjaciela.

4   Szukałem pośród słów

     SZUKAŁEM POŚRÓD SŁÓW, ale nie przyniosło mi to spokoju i zwróciłem się ku tobie, prosząc, abyś rozradował mi serce. Moja modlitwa wypowiedziała posłuszeństwo sobie samej, więc rozgoryczony i zawstydzony kolejnym rozczarowaniem, otoczony donośnymi odgłosami klęski, postanowiłem rozradować serce sam. I tutaj właśnie odnalazłem swoją wolę, to kruche coś, głodujące pośród paproci, kobiet i węży. Powiedziałem jej: "Przygotujemy się na dotyk Anielicy Piosenki", i nagle znowu znalazłem się na łożu klęski, w środku nocy, błagając o miłosierdzie, szukając pośród słów. Pod osłoną tarczy goryczy i tarczy nadziei wstałem powoli i wyszedłem z domu, aby uwolnić Anielicę Piosenki z miejsca, w którym przykuła się łańcuchem do własnej nagości. Przysłoniłem jej nagość swoją wolą i stanęliśmy w królestwie, które jaśnieje przed tobą, gdzie Adam jest tajemniczo wolny, a ja ponownie szukam takich słów, co nie odwiodą mojej woli od ciebie.

5   Pozwól mi odpocząć

   "POZWÓL MI ODPOCZĄĆ" - wołał w panice ze stosu dni swoich. "Daj mi odpocząć w dniu odpoczynku" - prosił, usilnie z tronu bezrobocia. "Ten król ciąży mi w ramionach, nie powstrzymam Faraona już dłużej". Przypiął swoją obrożę do ciemności, wskutek czego nie mógł oddychać, i otworzył w gniewie księgę, chcąc oddać należność prawu. Anielica, która nie miała samoistnej władzy, powiedziała: "Zapieczętowałeś wszystkie bramy poza tą jedną, a zatem masz tu odrobinę światła, współmierną do twojej odwagi". jego wstyd wspiął się własnymi siłami na wysokość, z której mógł się rozpłynąć. A wtedy słowa stały się słodsze, głos spokojniejszy: "Nie pokładam ufności w ludziach ani też nie zawierzam aniołom". I od razu zaśpiewała mu Tora, musnęła jego włosy, i przez chwilę, w podarku dla najstarszego wspomnienia, nosił nieważką koronę, która oddala wszelki ciężar, miał ją na sobie, aż jego serce mogło powiedzieć: "Jakże cenne jest to dziedzictwo!". Koronę, która powstaje wprost z liter, koronę która jest  rosa pojąca kroplami trawę w ciemności, jest jak pocałunek matki u zarania wojny, jak dłoń ojca, której dotknięcie rozjaśnia czoło, koronę, która nie wynosi żadnego króla ponad jego drużynę. "Zawiedź mnie w głąb swojego Szabatu, daj mi zasiąść pomiędzy możnymi, których ukoronowałeś na wieki, pozwól mi się przyglądać, jak wypoczywają".

6   Zasiądź, mistrzu

   ZASIĄDŹ, MISTRZU, na niewygładzonym fotelu pochwał, i doniosłymi dekretami przywracającymi wolność władaj moim niespokojnym sercem. Z bezczasu mnie wydobyłeś, abym wykonywał codziennie prace. Z mgły i pyłu mnie ulepiłeś, abym poznawał nieprzeliczone światy pomiędzy koroną a królestwem. Stanąłem przed tobą pokonany, a ty przyjąłeś mnie ze słodyczą, której nie ośmieliłem się zapamiętać. Tej nocy ponownie przed tobą staje, zbrukany strategiami i uwięziony w samotności mojego niewielkiego dominium. Wprowadź w obrębie tych murów swoje prawo. Niechaj dziewięciu mężczyzn uniesie mnie w swojej modlitwie, abym i ja mógł z nimi szeptać: Błogosławione imię chwały królestwa, teraz i zawsze.

7   Przemieszczałem się z miasta

   PRZEMIESZCZAŁEM SIĘ Z MIASTA do miasta, przerzucałem swoje ciało z dachu na dach, aby ujrzeć kąpiącą się kobietę. Słyszałem swoje pojękiwania. Widziałem, jak migocą mi palce. A wtedy moje wygnanie zamknęło się wokół mnie. I rozpoczęły się kary: małe cierpienie bez celu, ale nie w sercu, lecz w gardle, następnie odcieleśnienie, ptaki śpiewające do skarbca ze śmieciami, światowa amnezja, duch, co się kąpie i wypróżnia. Później osądziła mnie twarz osoby, którą oszukałem. A potem ten lęk przed sprawiedliwością. I po raz dziesięciotysięczny realność grzechu. Potem zajaśniało Prawo, ale wspomnienie tego, czym było, okazało się zbyt odległe, zbyt czyste, aby dać się pochwycić. A potem zatęskniłem za tęsknotą za tobą, za bólem rozłąki. Jak długo jeszcze mam czekać, aż zamieszka we mnie dusza? Jak długo mam podtrzymywać buntowniczy upór tej odmowy? O panie mego oddechu, stwórz człowieka wokół tych nozdrzy, spraw, by moje serce zaczęło ciążyć ku twemu imieniu. Raz jeszcze nadaj mi kształt słowami, otwórz mi usta pochwałą. Nie ma życia poza afirmacją ciebie, nie postawię stopy w innym świecie niż ten przez ciebie tworzony. Wybacz mi w tych oto godzinach i o tej właśnie północy. Podaruj tej myśli pana, a temu duchowi kamień. Nie pozwól demonom chełpić się twoim miłosierdziem.

8   Spada w oczach ludzi

   SPADA W OCZACH LUDZI i we własnych oczach także spada. Spada z wysoka, potyka się o własne dokonania. Do ciebie spada, spada aby cię poznać. To smutne powiadają. Patrzcie jak się poniżył, mówią ci, którzy depczą mu po piętach. On tymczasem spada promieniście w stronę światła, ku któremu zmierza. A oni nie widzą, kto podtrzymuje jego spadanie, nie wiedzą jak się owo spadanie zmienia, on sam jest tak oszołomiony, że z serca wyrywa mu się błogosławieństwo dla tego, który daje mu oparcie. Ale to właśnie w spadaniu dobiega go okrzyk serca, to serce tłumaczy mu cały sens spadania i to, dlaczego spadać musiał. Poddaje się więc spadaniu. Błogosławiona bądź, klamro spadania. Spada w niebo, spada w światło i póki spada, nikt nie może zranić go w spadaniu. Błogosławiona bądź, tarczo spadania. Otulony spadaniem, w spadaniu ukryty, odnajduje właściwe położenie, spręża się. Powiewają mu włosy, powiewa na wietrze ubranie, a kiedy zostaje powstrzymany, pocieszony, wchodzi do miejsca, które jest spadania celem. Błogosławiony bądź, który przyjmujesz spadających, który jesteś źródłem światła, panem ludzkich wypadków.

9  Błogosławiony bądź

   BŁOGOSŁAWIONY BĄDŹ, który dałeś każdemu człowiekowi tarczę samotności, aby nie mógł cię zapomnieć. Ty jesteś prawdą samotności, tylko twoje imię przemawia do niej. Umocnij moją samotność tak, abym mógł być uzdrowiony w imię twoje, co jest ponad wszelką pociechą wypowiedzianą na ten ziemi. Tylko w imię twoje mogę ustać w pogoni czasu. Tylko kiedy samotność pochodzi od ciebie, mogę unieść swe grzechy ku twemu miłosierdziu.

 

  10  Osłodziłeś swoje słowo

   OSŁODZIŁEŚ SWOJE SŁOWO na mych wargach. Mój syn także usłyszał piosenkę, która nie należy do niego. Od Abrahama po Augustyna nie znały cię narody, chociaż każdy okrzyk i każda klątwa wyrastały z twojej świętości. Umieściłeś mnie w tej tajemnicy i pozwoliłeś śpiewać, ale tylko z tego osobliwego zakątka. Przywiązałeś mnie do swoich odcisków palców, tak jak przywiązujesz każdego człowieka, z wyjątkiem tych, których nie trzeba przywiązywać. Zaprowadziłeś mnie na pole, gdzie mogę tańczyć ze złamanym kolanem. Przyprowadziłeś mnie bezpiecznie ku tej nocy, dałeś mi koronę z ciemności i światła i łzy na powitanie wroga. Kto może mówić o twojej chwale, kto może przeliczyć twoje wcielenia, kto ośmieli się objaśniać życie wewnętrzne boga? A teraz żywisz moich domowników, układasz ich do snu i do snów, do swobodnego śnienia, otaczasz ich ogrodzeniem ze wszystkiego, co widziałem. Śpij mój synu, moja mała córeczko, śpij - ta noc i to miłosierdzie nie mają granic.

  11  Z modlitwy powrócił do kota

   Z MODLITWY POWRÓCIŁ DO KOTA, którego trzymał na kolanach. Nakarmił kota, pozwolił mu wyjść na na księżycową poświatę i skrył się w stronicach Abrahama. Niczym ktoś dopiero obrzezany ukrył się na uboczu, w ufności oczekiwał uzdrowienia. Pojawiły się oblicza kobiet, które tłumaczyły się przed nim, łącząc rysy twarzy z cechami charakteru, piękno z uprzejmością. Przybyły do niego rozmaite rodziny i wskazały liczne krzesła, na których może zasiąść. "Jak by to powiedzieć delikatnie?" - zagadnął. - "Chociaż lubię wasze towarzystwo, wasze wskazówki się marnują. Zawsze wybiorę kobietę, która mnie zdobędzie. Zawsze zasiądę z rodziną samotności". Wypowiadając wiele słów zachęty, jego goście rozeszli się, a on skrył się jeszcze głębiej. Prosił, aby jego serce skupiło się na miłosierdziu, i podniósł kącik, i przemieścił się o milimetr do przodu w cieniu sanktuarium spokoju. Jego kot powrócił z księżycowej poświaty, wskoczył łagodnie na swoje miejsce na kolanach i czekał, aż on powróci z modlitwy.

 

12 Rozsuwam zasłony

   ROZSUWAM ZASŁONY. Szydzisz z nas pięknem swojego świata. W głębi serca nienawidzę drzew, wiatru poruszającego gałęziami i martwej diamentowej maszynerii nieba. Przemierzam korytarz prowadzący od zębów do pęcherza, rozgniewany, w morderczym nastroju, jedyne pocieszenie to zapach własnego potu. Osłabiłem się w mię twoje. Poniżyłem się we własnych oczach, ufając ci, wbrew wszelkim dowodom, wbrew wszechobecnym powiewom grozy, ponad rechotem zbira i lojalnością dręczyciela, ponad przymilnymi zaczepkami szalbierzy. Znajdź mnie tutaj, ty, którego Dawid znalazł w piekle. Szkielety czekają na twoje sławetne mechaniczne zbawienie. Płyń przez krew, ojcze miłosierdzia. Emituj swoje światło z samego jądra bólu, promieniujący, pozbawiony źródła, sam źródłem światła będący. Czekam na ciebie, królu umarłych, w tym oto ogrodzie, w którym mnie umieściłeś, obok trującego gazu, domostw pełnych niezdrowych wyziewów i pomarszczonych winorośli bełkocących w języku czarnych Hebrajczyków. Czekam na ciebie tej wiosny potyczek i okrutnej, niepotrzebnej śmierci. Wyprowadź mnie stąd, magnesie spadających płatków czereśni.  Doprowadź do rozejmu pomiędzy moją odrazą a nieskazitelnym krajobrazem pól i mlecznych miasteczek. Zgnieć moją nabrzmiałą małość, przeniknij mój wstyd. Złamany bezczynnością duszy wbiłem klin w twój świat i upadłem na obie strony. Włącz mnie na powrót w swoje miłosierdzie taktami gorzkiej piosenki i nie oddzielaj mnie od moich łez. 

13 Przyjacielu

   PRZYJACIELU, WIEM, że kiedy wysławiasz się tak ostrożnie, to dlatego, że nie wiesz, co powiedzieć. A ja słucham tak, by nie powiększać twojego zmieszania. Odpowiadam, kiedy tylko mogę, abyś nie czuł się jeszcze bardziej osamotniony. I tak, pod parasolem optymizmu, toczy się nasza rozmowa. Kiedy sygnalizujesz jakieś emocje, potwierdzam je. Gdy prowokujesz, podejmuję wyzwanie. Powierzchnia jest gruba, ale nie pozbawiona wad i mam nadzieję, że potkniemy się o którąś z nich. A teraz tak - możemy zmówić kanapkę z mięsem, ze względu na białko, albo zająć nasze miejsce w Sanhedrynie i zdecydować, co począć z tymi wielkimi blokami diamentów, które nasz nauczyciel Mojżesz niósł z góry na swoich barkach. Ty chciałbyś poukładać je w taki sposób, aby za dnia przebijało przez nie światło słońca, a nocą światło księżyca i gwiazd. Ja proponuję odmienny punkt widzenia, taki, który uwzględni światło ciał niebieskich zawarte w niebiańskim promieniowaniu samych bloków. Pochylamy się ku sobie nad stołem. Kurz miesza się z mgiełką, nasze nozdrza się rozszerzają. Z całą pewnością obaj jesteśmy zainteresowani, możemy się zabrać do żydowskich interesów. 

14 Błogosławiony bądź

   BŁOGOSŁAWIONY BĄDŹ, który pośród nieprzebranych istnień zmiecionych w przerażeniu, pozwoliłeś wybranym cierpieć starannie. Który okryłeś dom zasłoną, aby nieliczni mogli spuścić wzrok. Błogosławiony niech będzie Izmael, który nauczył nas okrywać. Błogosławiony bądź i ty, który ubrałeś w skórę tę dygocącą duszę. Który zbudowałeś wokół swej mądrości ogrodzenie ze zmiennych gwiazd. Błogosławiony niech będzie nauczyciel mego serca, zasiadający na tronie cierpliwości. Błogosławiony bądź ty, który zakreśliłeś pożądanie klingą, ogród ognistymi mieczami, a niebo i ziemię słowem. Który w okropieństwach piekieł schroniłeś wyrozumiałość i nadal ją tam trzymasz, piękną i głęboko ukrytą. Błogosławiony bądź, który przytwierdzasz ramię do serca, a wolę do woli. Który napisałeś imię nad wejściem, aby ona mogła je odnaleźć i wejść do mojej komnaty. Który chronisz serce obcością. Błogosławiony bądź, który opieczętowałeś domostwo płaczem. Błogosławiony po wszystkie czasy niech będzie Izmael, który okrył swoją twarz pustkowiem i przyszedł do ciebie pod osłoną ciemności. Błogosławione niechaj będzie miłosne przymierze pomiędzy tym, co zakryte, a tym, co odsłonięte. Byłem jak ów, co nie zaznał nigdy pieszczoty, kiedy dotknąłeś mnie z miejsca w swoim imieniu i opatrzyłeś ranę niewiedzy miłosierdziem. Błogosławione jest przymierze miłości, przymierze miłosierdzia, bezużyteczne światło spoza cienia grozy, nieśmiertelna piosenka w domu nocy.

Izmael pierwszy syn Abrahama i jego służącej Hagar, uznawany jest tradycyjnie za ojca Arabów. 

15 W ten sposób zwołujemy się

   W TEN SPOSÓB ZWOŁUJEMY SIĘ nawzajem, ale nie tak wzywamy Imienia. Stoimy w łachmanach, błagamy o łzy, które rozpuszczają nieusuwalne oznaki naszej nienawiści. Jak piękne jest nasze dziedzictwo, skoro tak oto zwracamy się do wieczności, jak szczodra jest nasza samotność, otoczona, wypełniona i ujarzmiona Imieniem, z którego wszystkie rzeczy biorą początek w całym swoim blasku, jedne zależne od drugich.

 

16 Powróć, duchu, na ten padół

   POWRÓĆ, DUCHU, NA TEN PADÓŁ. Zstąp. Tam, gdzie się objawiasz, nie ma ścieżki. Zejdź na ziemię; stąd możesz spojrzeć w niebo. Stąd możesz zacząć się wspinać. Ściągnij z powietrza swoją piosenkę, tam jej nie dogonisz. Pozamykaj te chwiejące się wieże, które budowałeś aż do zawrotu głowy. Wszak nie wiesz, jak przywiązać serce do skowronka, jak przykleić oczy do skamieniałych błękitnych wzgórz. Powróć do smutku, w którym ukryłeś swoją prawdę. Przyklęknij tu, rozejrzyj się dokoła, użyj obu rąk w kociej kołysce nieznacznego niepokoju. Posłuchaj tej, która nie była ranna i która mówi: "To źle, kiedy człowiek jest sam". Przywołaj swoją tęsknotę do samotności, która ją zrodziła, aby, kiedy ta kobieta się pojawi, stanęła przed tobą, nie przeciwko tobie. Uszlachetnij swoją tęsknotę właśnie tu, w kameralnej, srebrnej muzyce przygotowań, pod nisko zawieszonym baldachimem skruchy.

17 Czy przybyliśmy na próżno?

   CZY PRZYBYLIŚMY NA PRÓŻNO? Wydawało nam się, że zostaliśmy wezwani - starzejący się kelnerzy, podrzędni piosenkarze, kapłani drugiej kategorii. Ale nie mogliśmy uciec w te opisy samych siebie ani też zagubić się w atlasie wejść i wyjść. Nasza modlitwa jest jak plotki, nasza praca jak płonąca trawa. Nauczyciela odepchnięto, obserwator ptaków robi hałas, szaleniec ma czelność przychodzić na świat z pytaniem o własną tożsamość. Nich światło uchwyci włosek, na którym wisi ten mężczyzna. Ulecz go pośrodku wiatru, owiń wiatr wokół jego połamanych żeber, ty, która wiesz gdzie leżał Egipt, i dla której on ćwiczy swoje żale. Najświętsza Pani Tory, która sama nie piszesz historii, ale której życzliwe usta stanowią prawo wszelkiego działania. Jakże osobliwie przygotowujesz jego duszę. Heretyk spoczywa obok znawcy formy, uosobienie pożądania siedzi na srebrnym pierścieniu, fałszerz błaga o wybaczenie fałszerza lepszego od siebie. Anioł Ciemności objaśnia różnicę pomiędzy pałacem a jaskinią - o moście z jedwabiu, o połyskująca nitko plwociny, włosie pełen możliwości, nic nie działa, nic nie działa, jedynie Ty.

18 Znają mnie w tej kawiarni

   ZNAJĄ MNIE W TEJ KAWIARNI. Kiedy przychodzę tu z winnicy, stawiają przede mną szklankę. Ilekroć rozmawiam, na znak szacunku zdejmuję okulary słoneczne. Oddaję się tu rozważaniom o Rzymianach, ich tryumfie i o drobnym cierniu w ich boku, jaki sobie przedstawiamy. Właściciele też są wygnańcami, to ludzie rozsiani po świecie, podobnie jak ich klienci, którzy wszyscy zdają się nosić ciemne garnitury i połyskiwać złotymi zębami spoza cygarniczek. Nasze dzieci chodzą do rzymskich szkół. Pijemy kawę oraz mocną owocową brandy i mamy nadzieję, że wnuki powrócą tu do nas. Pokładamy ufność w dalekich ziarnach. Co pewien czas karciarze w koncie podnoszą szklanki w geście toastu, ja też podnoszę moją, przyłączając się do ich niezrozumiałej afirmacji. Karty fruwają pomiędzy ich palcami a stolikiem z miki, stare karty, tak dobrze znane, że w zasadzie nie muszą ich odwracać, żeby zobaczyć, kto wygrał partię. Nabierzcie otuchy, urodzeni w niewoli sztywnych kategorii; drżyjcie, wy, królowie pewności, wasze żelazo stało się jak szkło i wypowiedziano już słowo, które je roztrzaska.

19 Pozwoliłeś mi śpiewać

   POZWOLIŁEŚ MI ŚPIEWAĆ, uniosłeś mnie, dałeś mojej duszy promień, aby wędrowała. Swoje oddalenie wycofałeś z powrotem do mego serca. Przywróciłeś łzy moim oczom. Ukryłeś mnie w masywie swojego słowa. Ranie dałeś język, aby uzdrowiła się sama. Osłoniłeś mi głowę z troską nauczyciela, ramieniu nadałeś siłę mego dziadka. O mowo miła, o szepcie pocieszenia pośród grozy, niewypowiedziane wytłumaczenie dymu i okrucieństwa, rozwiąż spisek wymierzony w samego siebie, pozwól mi zdobyć się na odwagę radości.

20 Jak nienarodzone dziecko

   JAK NIENARODZONE DZIECKO wypływające na świat, jak kobieta licząca oddechy w spazmach skurczów porodowych, tak ja pragnę znaleźć się przy tobie. Jak ryba rwąca się do błyszcza, jak wędkarz zapatrzony w punkt, w którym żyłka przecina wodę, tak ja pochłonięty jestem jednym tylko pragnienie, o królu jedności absolutnej. co mam uczynić, aby osłodzić sobie to oczekiwanie, aby ocalić nadzieję przed drwinami nieprzyjaciół? Dziecko przychodzi na świat, na twój świat. Karmi się ryba i karmi się rybak. Batszeba leży z Dawidem, małpy schodzą z wieży Babel, ale w moim sercu małpa ogląda piękność w kąpieli. Z każdej strony piekła nadchodzą potwierdzenia mojej zachłanności. O tarczo Abrahama, potwierdź moją nieustającą nadzieję.

 

21 Mój nauczyciel podarował

   MÓJ NAUCZYCIEL PODAROWAŁ mi rzeczy zbyteczne, powiedział nieprzydatne. Za wysoką cenę sprzedał mi wodę ma brzegu rzeki. W środku snu poprowadził mnie łagodnie do łóżka. Wyrzucił mnie, kiedy pełzałem, przygarnął, kiedy byłem w domu. Odesłał mnie do świerszczy, gdy miałem zaśpiewać, a kiedy próbowałem byś sam, włączył mnie do zgromadzenia. Zacisnął pięści i tłukł mnie , aż uzyskałem właściwy kształt. Zwymiotował z obrzydzenia, kiedy nabrzmiałem pusty w środku. Utopił swoje tygrysie kły we wszystkim, co było moje, a o co nie zamierzałem się upomnieć. Pogonił mnie z niebywałą prędkością przez sosnowy las, do krainy, w której szczekałem jak pies, ślizgałem się jak cień i wyskoczyłem z punktu widzenia. Pozwolił m uczyć się miłości, której nigdy nie odwzajemnię. Zmusił mnie, abym naigrywał się z przyjaźni wobec  najlepszego przyjaciela. A kiedy się upewnił, że nie jestem zdolny zmienić się na lepsze, przerzucił mnie przez ogrodzenie na stronę Tory.

  

22 Wasz przebiegły szarlatan

   WASZ PRZEBIEGŁY SZARLATAN usiłuje wzbudzić w sobie dreszcz łaski. chce się przejechać na gapę i jeszcze dostać coś na boku. Ukrył wstyd pod spojrzeniem umęczonego zwierza i udaje, że jest w pełni sił. Haruje, wciągając oślicę na wzgórze Moria. Zresztą posłuchajcie autentycznego stłumionego krzyku jego serca, tak gruntownie udokumentowanego i pozostawionego samemu sobie. Ma przed oczami pewne obrazy, wszystkie krągłe i mokre, bardzo naglące, ma też pas i da jej to, czego pragnie. Podajcie lustro, niech zobaczy, jak małpiszon szarpie się z czarnymi rzemieniami filakterii. Gdzie ona jest, Panie Jedności, gdzie jej przyjazna twarz, pocieszenie o północy, jesienne wesele, wesele bez krwi?

23 Jako że siostra moja i ja

   JAKO ŻE SIOSTRA MOJA I JA żyliśmy osobno, zaparkowałem swoją przyczepę na samej granicy jej pól, w zakątku tradycyjnie przeznaczonym dla ubogich. Setki drzew czereśniowych właśnie kwitły, a na drodze, prowadzącej pośród nich do wielkiego kamiennego domu, leżała koronka z płatków. Była sobota. Położyłem się na zboczu wzgórza ze źdźbłem pszenicy w zębach, patrzyłem na błękitne niebo, na ptaka, na trzy nitki jaśniejących chmur, ale nie zaznałem radości w sercu. Rozpocząłem godzinę samooskarżenia. Powietrzem wstrząsnął dziwny odgłos. Północny wiatr, uderzając w przewody elektryczne, wywołał akord o zaskakującej harmonii, mocy i czasie trwania, niezwykle przyjemny zaśpiew oddechu i stali, wielki instrument strunowy ze słupów i pół, o skomplikowanych napięciach. I nagle mój osąd stał się jasny. Niech twoja siostra, z jej wieżami i ogrodami, chwali nieporównane dzieło Pana, ale ty jesteś zaprzysiężony tchnieniu Imienia. Każde z was na właściwym miejscu. Do niej należą drzewa czereśniowe, oliwki i winogrona, solidny dom z kamienia. Do ciebie - niewyobrażalne dobrodziejstwa zbiegu okoliczności i w Zakątku Ubogich.

 

24 W skąpym świetle ściganej

   W SKĄPYM ŚWIETLE ŚCIGANEJ rozkoszy zacząłem się bać, że nie poznam własnego smutku. Wzywam cię głosem, w którym skupia się serce. Kiedy jednak zawołam z wdzięczności ?  Kiedy wzniosę śpiew do twego miłosierdzia ?  Jutro należy do ciebie, przeszłość tonie w długach, a śmierć biegnie do mnie z poplamioną białą flagą poddania. Och, wydobądź mnie z tej łatwizny ku sztuce wzniosłej. Boję się tego, co uczyniłem swojej duszy, a ten s ad zapadł niczym nagły zgrzyt. Och, pomóż mi pokłonić się przed twoją srogością. Leżę obok trupa mego bożka w zaklęciu ognia i popiołów, zapomniałem słowa na dzień pokutny.  Unieś mnie z nowym sercem i starą pamięcią, przez wzgląd na mojego ojca, przez wzgląd na swoje imię, które wybrzmiewa w niebie i piekle, przez światy unicestwione i te, które dopiero się pojawią, jak namacalna muzyka błyszcząca pomiędzy ukrytym a postrzeganym, przeinaczona i w moich uszach, i w miejscu, w którym stoję. O najdroższe imię prawdy, co nie zaprzecza. Przyklęknie człek pogardliwy, a uświęcone dusze napłyną do jego domostwa. Posadzi się żywopłoty w gnijącym świecie, osłoni się ich młode pędy. Czas będzie odmierzany od matki do dziecka, od ojca do syna, a wiedza będzie rozmawiać z wiedzą. Nawet niegodziwcy są strudzeni , bomba spada na syna pilota, zamieszki domagają się stłumienia. Rana otwiera wszystkie serca, poczucie wygnania jest coraz bardziej powszechne, cały świat staje się wspomnieniem twojej nieobecności. Jak długo zamierzasz prześladować nas smutkiem ?  Jak długo będą wrzały ognie oczyszczenia ?  Krew spija krew, rana pożera ranę, smutek torturuje smutek, okrucieństwo próbuje sił pod bezgraniczną nocą twojej cierpliwości. Ale kiedy rozpocznie się dzieło prawdy, która zweryfikuje twoje obietnice ?  Teraz kiedy wszyscy ludzie słyszą się nawzajem, nich twoje imię będzie ustanowione w piekle, a ty włącz nas na powrót pod osłonę swego prawa, ojcze miłosierdzia, oblubienico zdobytej ziemi. Porozmawiaj ze swoim dzieckiem o uzdrowieniu, tu, w tym miejscu, które zajmujemy przez chwilę. 

   

25 Mój syn i ja żyliśmy

   MÓJ SYN I JA ŻYLIŚMY przez wiele lat w jaskini, ukrywając się przed Rzymianami, chrześcijanami i żydowskimi odstępcami. Dzień i noc studiowaliśmy litery jednego słowa. Kiedy jeden z nas popadał w znużenie, ponaglał go drugi. Ale pewnego ranka mój syn powiedział: "Mam już dość", a ja odparłem: "Zgadzam się". Poślubił piękną córkę jednego z naszych dobroczyńców, co to z dziewczyny, która przynosiła nam wieczorem jedzenie, wyrosła na dziewczynę, na którą czekaliśmy przez cały dzień. Pobłogosławiono ich potomstwem. Moja żona powróciła do mnie pewnego dziwnego popołudnia, cała  zmieniona, cała jaśniejąca i otworzyliśmy w Jerozolimie stragan z książkami, na którym sprzedawaliśmy małe dwujęzyczne wydania Księgi Psalmów. Innego dnia pojawiła się moja córka i powiedziała: "czuję, że mnie zaniedbałeś". "Wybacz mi", odparłem, a jej twarz rozbłysła przebaczeniem. Wyszła za złotnika, wytwórcę dewocjonaliów, urodziła dzieci i pogłębiła radość rodziców. Co pewien czas spotykamy się o północy przed Ścianą Płaczu, nasza rodzina małych rodzin. "Pomimo wszystko - mówimy - Rzymianie nie jedzą mięsa pochodzącego od nie uśmierconych zwierząt, chrześcijanie to gałąź tego samego drzewa, a żydowskich odstępców  nadal obejmuje Słowo". Rozmawiamy w ten sposób, śpiewamy uświęcone czasem pieśni i tworzymy nowe, tak jak nam kazano:

Jerozolima krwi
Jerozolima niepamięci
Jerozolima bałwochwalstwa
Jerozolima Waszyngtonu
Jerozolima Moskwy
Radujcie się narody
Jerozolima została zniszczona

26 Usiądź na krześle

   USIĄDŹ NA KRZEŚLE i nie ruszaj się. Niech z twoich ramion wyrosną ramiona tancerza, pierś tancerza z twojej piersi, lędźwie tancerza z twoich lędźwi, biodra i uda tancerza z twoich; z twojego milczenia wydające dźwięk gardło, a z twojego zmieszania czysta pieśń, do której poruszy się tancerz, i niechaj taniec jego służy Bogu pięknem. A kiedy zawiedzie, wyślij go ponownie do ze swego krzesła. Dzięki takiemu ćwiczeniu nawet człowiek wypełniony goryczą będzie chwalić Stworzenie, nawet mocarz omdleje, a człowiekowi obarczonemu wielką odpowiedzialnością zmięknie serce.

II

tłumaczenie Daniel Wyszogrodzki

27 Izraelu i wy, którzy nazywacie
 

   IZRAELU I WY, KTÓRZY NAZYWACIE się Izraelem. Kościół, który nazywa się Izraelem, rebelia, która nazywa się Izraelem, każdy naród wybrany, aby być narodem - żadna z tych ziem nie należy do was, wszyscy jesteście złodziejami świętości, wszyscy prowadzicie wojnę z Miłosierdziem. Ale kto to powie? Czy Ameryka powie: Ukradliśmy je? Czy Francja ustąpi?, Czy Rosja przyzna się do winy?, Czy Polska powie: Zgrzeszyliśmy? Wszyscy nadymają się tylko na skrawkach przeznaczenia, pysznią się nietykalnością przesądu. Izmaelu, który byłeś ocalony na pustkowiu, który otrzymałeś cień na pustyni i śmiertelny skarb pod stopami, czy Miłosierdzie dało ci mądrość? Czy Izmael oświadczy: Jesteśmy dozgonnymi dłużnikami? A zatem ta ziemia nie należy do nikogo z was, granice nikogo nie zatrzymają. Prawo nigdy nie będzie służyć tym, którzy je łamią. Każdy naród dostaje ziemię na określonych warunkach. Czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, Przymierze istnieje - ponad konstytucją, ponad gwarancjami państwowymi, ponad najbardziej radosnymi wyobrażeniami narodu o sobie samym. Tymczasem Przymierze zostało zerwane, nie dotrzymano warunków, czy nie zauważyliście, że odebrano wam świat? Nie ma dla was miejsca, będziecie błądzić w sobie samych z pokolenia na pokolenie, na bezdrożu. To dlatego władacie chaosem, wciągacie flagi, nie mając żadnej władzy, i serce, które jest nadal żywe, nienawidzi was, a resztki Miłosierdzia nie mogą na was patrzeć ze wstydu. Rozkładacie się pod swoim kruchym pancerzem, niepokoi was własny smród, popłoch uderza w miłość. Ziemia nie jest wasza, ziemię wam odebrano, wasze sanktuaria spadają w pustym powietrzu, bez chwili zwłoki korygujecie święte tablice, w piekle schylacie kark, stojąc obok wynajętych oprawców, ale i tak odliczacie bataliony i produkujecie marsowe pieśni. Wasz sprawiedliwy nieprzyjaciel nasłuchuje. Słyszy wasze hymny pełne próżności i krwi, słyszy, jak wasze dzieci nucą je sobie pod nosem. Przewrócił do góry dnem nawę waszej państwowości, rozlał cenny ładunek, zawrócił wszystkie narody. Bo jesteście tylko nabrzmiali ulotną chwilą. Bo nie mocujecie się ze swoim aniołem. Bo ośmielacie się żyć bez Boga. Bo w swojej bojaźni uwierzyliście, że zwycięzca nie kuleje.

28 Ty, Który do piekieł wlewasz

                         
   TY, KTÓRY DO PIEKIEŁ WLEWASZ  miłosierdzie, jedyny władca światów najwyższych i najniższych, spraw, aby twoja srogość rozproszyła mgłę w tym pozbawionym celu miejsca, gdzie nawet moje grzechy są niezgodne z oczekiwaniami. Pozwól, abym ponownie był z tobą jako kompan doskonały, pozwól mi zgłębiać twoje metody, o których złe siły nie mogą nawet pomarzyć.  Wyrwij moje serce z fantazji, wyprowadź je ze złudnej tajemniczości, ty, który znasz tajemnice każdego serca i którego miłosierdzie stanowi sekret tęsknoty. Pozwól każdemu sercu ogłosić własny sekret, , każdej piosence rozsławiać twoją miłość, przynieść ci troski, jakich przysporzyła nam wolność. Błogosławiony, który nieustannie otwierasz bramę, byśmy wstąpili w prawdzie lub smażyli się w piekle. Pozwól ponownie być sobą, pozwól mi zostawić  to wszystko, ty, który czekasz przy mnie, który rozbiłeś własny świat, aby zbierać serca. Błogosławione imię twoje, błogosławione wyznanie twojego imienia. Rozpal mroki mojego powołania, pozwól mi wypłakać się przed tym, który sądzi serce sprawiedliwie i miłosiernie. Rozbudź na nowo moje serce nieskończonym tchnieniem, którym mnie wypełniasz, wydobądź tajemnicę z ciemności.

29 Błogosław, duszo moja

   BŁOGOSŁAW, DUSZO MOJA PANA, który na zawsze uczynił cię śpiewaczką w świętym domu swoim, który dał ci język jak wiatr, serce jak morze, który wędrował z tobą z pokolenia na pokolenie, aż do tej nieskazitelnej chwili słodkiego oszołomienia. Błogosław Pana, który otoczył bieg ludzkich spraw majestatem swojego prawa, który wskazał drogę spadającym liściom i wyznaczył cel zielonym pędom. Drżyj duszo moja, przed tym, który tworzy dobro i zło, aby człowiek mógł wybierać spośród światów , drżyj przed tyglem światła, w którym powstajesz i do którego powracasz, aż do czasu, kiedy on powstrzyma światło i wycofa się w siebie i nigdzie już nie będzie świata ani duszy. Błogosław tego, który sądzi cię miłosierdziem i rzemieniem, który pokrywa milionami lat pyłu tych, co mówili: Ja nie zgrzeszyłem. Duszo moja, pozbieraj mnie wokół własnej tęsknoty i ze swej odwiecznej siedziby nadaj kształt mojej bezdomności, ażebym mógł cię zrodzić i doglądać, uczynić z dnia tron twoich działań, z nocy wieżę czujności, a z całego mojego czasu twoje prawowite dominium. Śpiewaj, duszo moja, do tego, który porusza się jak muzyka, który objawia się jak kroki błyskawicy, który rozciąga przestrzeń myślą o swoim imieniu, który powraca jak śmierć, głęboki i nieuchwytny, do własnej nieobecności i własnej chwały.  Błogosław, duszo moja Pana, czerpiąc z najwyższego błogosławieństwa, wezwij mnie , abym cię ujawnił i adorował, aż sam się zużyje, a wtedy zostaniemy  pokrzepieni, dusza i cień, pokrzepieni i wyciszeni, jak zegar słoneczny w środku nocy. Błogosław, duszo moja, Pana, wołaj o jego miłosierdzie, wołaj łzami i pieśnią , i każdym instrumentem wołaj, sięgaj ku niepodzielnej chwale, którą on ustanowił jako nieledwie swój podnóżek, gdy tworzył wieczność, kiedy uczynił to-co-się-dokonało, kiedy stworzył fundament jedności, kiedy oszlifował atomy miłości , aby opromieniały ścieżki i bramy powrotu. Błogosław, duszo moja, Pana. Błogosław jego imię na zawsze.

     

30 Tutaj zniszczenie

   TUTAJ ZNISZCZENIE jest nieuchwytne, tam leży rozdarte ciało. Tutaj ledwie dostrzegamy rozpad, tam trupy bezwiednie dźwigają swoje gnijące szczątki. Wszyscy handlują brudem, przekazują sobie brud, chodzą ulicami, tak jakby ziemia się przed nimi wzdragała, wyciągają szyję, chcąc gryźć powietrze, jakby nie odebrano im oddechu. Nasiona pękają bez błogosławieństwa, a plony zbierane są tak, jakby były pożywieniem. Nowożeńcy opadają, aby się połączyć, i ciało przychodzi na świat, jakby było dzieckiem. Pokazują nieczyste ręce zaufanym lekarzom, zdumieni swoim bólem, tak jakby umyli ręce, jakby je unieśli. Piszą i płaczą, jakby zło było cudem. Słuchają złych wieści, jakby to oni byli sędziami. Gonią za wszystkim, czego jeszcze nie zbrukali, lecz drzewa i wody skrywają się za błogosławieństwem, którego duma nie pozwoliła im poznać. To, co zabijają, było już martwe, a to, co jedzą, choćby wyssali najdzikszą jagodę prosto z gałęzi, dawno już uschło. Połóżcie ich na trawie, będą leżeli na maszynie. Nie ma świata bez błogosławieństwa, a każdy talerz, w jakim zanurzają twarze, to obrzydliwa mieszanina  krwi, cierpienia i robaków. Rzucają się z nożem na garbusa, zrywają bluzkę z dziewczyny, bo w ich sercach nie ma barier, tak jak nie ma w nich wiedzy o tym, który urozmaica wygląd swoich stworzeń. Nawet rosy by nie było bez błagalnej modlitwy. Wznieście milion filtrów, a deszcz i tak będzie czysty, dopóki nie uszlachetnicie pragnienia deszczu głębokim pokajaniem. A mimo to cały czas słyszymy: Gdyby tylko ten naród miał duszę, albo: Zmieńmy zasady handlu, albo: Bądźmy dumni ze swojego regionu.   

  

31 Kiedy nie ogarnia mnie wściekłość

   KIEDY NIE OGARNIA MNIE WŚCIEKŁOŚĆ ani smutek, a ty oddalasz się ode mnie, wtedy boję się najbardziej. Kiedy brzuch jest pełen, a umysł mówi co chce, wtedy martwię się o duszę. Biegnę do ciebie, jak dziecko biegnie w nocy do sypialni rodziców. Nie zapominaj o mnie, kiedy jestem zadowolony. Bo gdy serce wdzięczy się do samego siebie, upada cały świat. A ja znowu jestem sam pośród skorup i łupin. I wtedy robi się niebezpiecznie: nie zniżę się do prośby o pomoc. Pokładam nadzieję w czym innym. Z wysuniętą żuchwą ustanawiam prawa z fortecy mojego rozczarowania. Obalam jednostajną trwogę miłym wspomnieniem: kiedy byłem z tobą, kiedy byłeś zadowolony z mojej duszy, kiedy byłem tym , czym chciałeś. Moje serce śpiewa, jak za mną tęsknisz, moje myśli schodzą na ziemię, by nadziwić się twoim miłosierdziem. Nie boję się, widząc, jak podliczasz moje dni. Twoje imię to sama słodycz czasu, niesiesz mnie w bliskości nocy, wypowiadając słowa pocieszenia, ściągając światła z nieboskłonu, mówiąc: Widzisz, że noc nie jest straszna dla tego, który pamięta Imię ?

32 Opłakujemy utracone

   OPŁAKUJEMY UTRACONE, a wtedy przypominamy sobie o tobie. Szukamy się nawzajem, nie możemy odnaleźć samych siebie, wtedy przypominamy sobie o tobie. Własne dzieci zarzucają nam brak celu i przypominamy sobie, ponownie przywołujemy cel. Czy to możliwe? - dziwimy się. A tu jeszcze śmierć. Czy to naprawdę możliwe? I starość. Noc o tym nie wiedzieliśmy, nigdy się nie przeciwstawialiśmy, odebrano nam najlepsze tereny i zniszczono szczęśliwą rodzinę. Może jednak, powiedzieliśmy, może jednak istnieje taka szansa. I wzięliśmy ją pod uwagę. Sam to zrobię, mówiliśmy, kiedy wstyd utwardził zdolności serca. Pierwsze raporty mówiły o porażce, następne o okaleczeniach, kolejne o wszelkich okropieństwach. Pamiętamy, wołamy do ciebie, żeby odzyskać duszę. Czy to naprawdę nas spotyka? Tak, naprawdę. Czy na to zasługujemy? Tak, zasługujemy. Wołamy za tym co utracone, i wspominamy ciebie. Przypominamy sobie słowo sprawcze, święte drogi przykazań i dobroć wiecznie oczekującą nas na Ścieżce. A tu i tam, pomiędzy siedemdziesięcioma językami i setką ciemności - coś jest, coś pobłyskuje, najodważniejsi zbierają siły, by rozpalić światła skruchy.   

33 Ty, który przepytujesz dusze

   TY, KTÓRY PRZEPYTUJESZ DUSZE i przed którym dusze muszą się tłumaczyć, nie wydziedziczaj prze wzgląd na mnie duszy mego syna. Niech siła jego młodości prowadzi go do ciebie, a radość z własnego ciała pozwoli mu stanąć przed twoimi oczami z podniesioną głową. Niech rozpozna moją modlitwę za niego i do kogo jest skierowana, i w jakim poczuciu wstydu. Dostałem wodę żywą i zatrzymałem ją w stojącym stawie. Uczono mnie, ale ja sam nie uczyłem. Kochano mnie, lecz ja nie kochałem. Nadwyrężyłem imię, które mnie wymówiło, i goniłem za światłem, kierując się własnym rozumem. Szepnij mu do ucha. Zaprowadź go tam, gdzie udziela się nauk. Rozjaśnij jego dziecięce wyobrażenia o potędze. Ocal go przed tymi, którzy woleliby go widzieć bez duszy, którzy mają kanały w sypialniach bogatych i ubogich, aby prowadzić dzieci na śmierć. Daj mu oglądać mój powrót. Pozwól nam przynieść razem nasze dusze, aby zrobić w nich miejsce dla twojego imienia. Gdybym przybył za późno, odkup moje pragnienie w jego sercu, pobłogosław go duszą, która cię pamięta, tyk by ją odkrywał z troskliwym zaangażowaniem. Ci którzy chcą go pożreć, urośli w siłę dzięki mojej bezczynności. Mają dla niego numer i łańcuch. Niech zobaczy, jak przepadają w świetle twojego imienia. Niech ogląda ich wymarłe królestwo z wyżyn twego słowa. Umocuj go na fundamencie duszy, pobłogosław prawdą męskości.    

34 Nadal ze mną jesteś

   NADAL ZE MNĄ JESTEŚ. Mimo że zostałem odsunięty i nie rozpoznaje mnie nawet mój dom. Mimo że wypełniłem serce kamieniami. A moja ukochana mówi: Jeszcze chwile poczekam za zasłoną - nie, zbyt długo już czekałam. Nadal ze mną jesteś. Chociaż łzy uronione po powrocie rozmazałem w wymuszonym blasku zwycięstwa, twoja nagana nadal mnie pociesza, zaznaczasz swoją obecność wśród zagrożeń. Mówisz: Wykorzystaj ten lęk, aby mnie poznać, przygotuj miejsce zesłania na mój powrót. Chociaż nie wypłakałem się do końca, pali mnie twój sąd. Chociaż zakazałeś mi wygłaszania pochwał, zachowujesz równowagę w miłosierdziu. I nadal ze mną jesteś. Mówisz: Szukaj sam, przecież to ty się ukryłeś.  Mówisz: Oczyść mnie w stroskanym sercu. Mówisz: Przyjdę do ciebie. Mówisz: Jestem tu. Chociaż osłaniam się kolejnymi membranami przed twoim światłem i spiętrzam miasta na łupinie  twojego upomnienia, Kiedy słońce o księżyc oświetlają inne ujęcie, a ty tak delikatnie przeprowadzasz mnie przez samotność, tworzysz świat przed moimi oczami, ten zaś, który skrywa się w pohańbieniu, nie może powiedzieć "Amen". O niespiesznie wpadający w gniew, jesteś ze mną, nadal ze mną jesteś.

35 Zamieniłem cię w kamień

   ZAMIENIŁEM CIĘ W KAMIEŃ. Wyszedłeś z kamienia. Zamieniłem cię w pożądanie. Widziałaś jak dotykam sam siebie. Zamieniłem cię w tradycję. Tradycja pożarła własne dzieci. Zamieniłem cię w samotność, a ona wynaturzyła się w narzędzie władzy. Zamieniłem cię w ciszę, która stała się rykiem oskarżenia. Jeśli taka jest twoja wola, przyjmij wytęsknioną prawdę ukrytą pod tym szaleństwami. Otwórz mnie. O serce prawdy, wydrąż kamień, niech twoja oblubienica wypełni tę samotność. Nie mam innej nadziei, nie mam innych ruchów. Tak oto ofiarowuję kadzidełko. Bo chciałbym spalić mój mrok bez skazy, niewiedzę bez rysy. Przywiąż mnie do swojej woli, przywiąż tymi nićmi smutku i wydobądź z popołudnia, w które rozdzierałem duszę na dwudziestu olbrzymich ołtarzach, składając w ofierze wszystko z wyjątkiem siebie samego.

36 Chociaż nie wierzę

   CHOCIAŻ  NIE WIERZĘ, przychodzę teraz do ciebie i powierzam swoje wątpienie twojemu miłosierdziu. Pomiędzy szyderstwami własnej dumy otwieram usta, by poprosić cię ponownie: połóż kres ty uciążliwym przygotowaniom. Z twoim błogosławieństwem zrobiłem dla siebie koronę, tymczasem skazałeś mnie na na kpiny z samego siebie. Powiedziałeś: "Bodaj świat istniejący poza mną, ów szaleńczy pułap samotności". Zamaskowałem więc ścieżkę pożądania, zerwałem most łez i przygotowałem bezdroża, po których chadza Oskarżyciel. Oskarżyciel nie śpiewa piosenki i nie płacze. Przemów do mnie znowu. Przemów do moich słów. Nadaj temu duchowi kształt łez, które przeleje z nicości do smutku, do dzieła Stworzenia, nawet jeżeli to będzie zima, nawet utrata, ale niech nabierze wagi, znajdzie miejsce. Odkryj go we łzach i przygotuj pole dla jego tęsknoty. Oglądaj go na swoim dworze, gdzie stanie na straży tronu chwały. Gdzie ja byłem? Oddałem świat Oskarżycielowi. Dokąd idę? Idę prosić o wybaczenie Najwyższego.

37 Otacza mnie z każdej strony

   OTACZA MNIE Z KAŻDEJ STRONY - ciemność. Ty jesteś moją jedyną tarczą. Twoje imię jest moim jedynym światłem. Cała miłość, jaką w sobie mam, pochodzi od ciebie, jej źródłem jest twoje prawo, źródłem owej martwej miłości, która pamięta jedynie własne imię, ale i to wystarczy, aby otworzyła się jak usta, zwabiła rosę i piła. O martwe imię, przez twoje miłosierdzie przemawiające do imienia żywego, dzięki miłosierdziu słuchające pochylającej się nad nim woli, a przecież siła tej woli leży w ślubowaniu adresowanym do ciebie - O imię miłości, sprowadź błogosławieństwo zespolenia na człowieka, którego przeciąłeś na pół, aby mógł cię poznać. 

38 Jak pisał mój ojciec

   JAK PISAŁ MÓJ OJCIEC, jak mówiła moja matka, być tak błogosławionym, aby poznać twoje imię. Niedaleko stąd, gdzie nauczał Raszi, wznieś głos w nieskrępowanej myśli. Przy kościele, gdzie musieliśmy coś nagle udowodnić w Wigilię Bożego Narodzenia, być tu nadal, ze złamanym sercem i radosnym słowem. Mieć tę pracę, wypełnić ten wers, być błogosławionym, jak chciały mej matki słowa, mego ojca wina.

39 Od ciebie samego do ciebie

   OD CIEBIE SAMEGO DO CIEBIE samego, od ciebie wiecznego, wszystko, co nie jest tobą, to cierpienie, wszystko, co nie jest tobą, to samotność powtarzająca argumenty, którymi przekonywała nas utrata. Wszystko, co nie jest tobą, to człowiek zapadający się pod własnym czołem, czoło go miażdży. Wszystko, co nie jest tobą, wychodzi z siebie i przywołuje głosy zemsty, gromadzi utracone zwycięstwa z dala od prawdziwych i potrzebnych porażek. To do ciebie mówię - samotność do wspólnoty, porażka do miłosierdzia, utrata do światła. To ciebie tu witam, przybywającego w chropawej chwale mojej wyobraźni, na tę właśnie leżankę, w tej właśnie ciemności. Użycz mi pobłażliwych snów, daj wytchnienie mojemu wrogowi. 

40 Nie będę udawał

   NIE BĘDĘ UDAWAŁ, że ze mną jesteś, kiedy cię ze mną nie ma. Pozwól mi się zamknąć, pozwól kukiełce opadać pośród sznurków, aż do czasu, kiedy dzięki twojemu miłosierdziu powstanie jako człowiek. Daj jej śmiałość przyzywania cię spod pyłu, kiedy nie będzie już nic poza pyłem i tumultem klęski. Przyjmij mnie na powrót pod swój sąd, mnie, który nie zgadza się, aby go sądzono. Obejmij mnie miłosierdziem, mnie, który zapomniał o miłosierdziu. Pozwól mi tak wznieść twoje królestwo, aby zrównało się z pięknem twojego imienia. Dlaczego mnie witasz? - pyta zgorzkniałe serce. Dlaczego mnie pocieszasz? - pyta serce nie dość złamane. Niechaj kukiełka leży pośród sznurków, aż będzie nadzieja dla jej codziennych strategii, aż zawoła: jestem twój, jestem twoim stworzeniem. A wtedy przywrócona zostanie powierzchnia świata, kukiełka powstanie i będzie mogła zbudować wolę. Bądź pobłogosławiony, ci, którzy znają twoje imię, rozpoznają twoje błogosławieństwa. Złych widać jak na dłoni, dobrzy nigdy nie będą bezpieczni, a cały świat w popłochu wznosi modły. Nie poddawaj nas próbie. Błogosławiony bądź, który tworzysz i niszczysz, który osądzasz miłosiernie obecne czasy.  

 

41 Patrzę w dal

   PATRZĘ W DAL, zapominam o tobie i gubię się. Unoszę do ciebie ręce. Przyklękam w stronę własnego serca. Nie mam innego domu. Moja miłość jest tutaj. W stanie łaski kończę dzień, który zmarnowałem w rozpaczy. Przywiąż mnie do siebie, bo odpadam. Przywiąż mnie, ukojenie mego serca, umocuj do swojej miłości. Oddajesz mi miłe drobiazgi, wyznaczasz urocze powinności. I mówisz: Jestem w tym sercu, ja i moje imię w nim jesteśmy. Wszędzie dookoła błyszczą miecze, w każdej myśli odbywa się krwawa rzeź, a ja wędruję po surowej krainie, ale ty chowasz mnie w kryjówce swego imienia, wystawiasz twardość na działanie łez. Dryfuję ku tobie, a nabrzmiałe cierpienie przy tobie pęka. Przyciągasz mnie na powrót, abym zamknął oczy, abym błogosławił twoje imię oniemiały. Błogosławiony bądź w cichości swego szeptu. Błogosławiony bądź, który mówisz do niegodnych.

42 To do ciebie się zwracam

   TO DO CIEBIE SIĘ ZWRACAM. Stolik stoi na paluszkach.  Wszystkie przedmioty wskakują na swoje miejsca. Zamknięta książka wznosi się na tysiącu stronach, a moja czujność raduje się. Zwracam się do ciebie, moja piosenko w domu nocy, moja tarczo osłaniająca przed sporami. Zwracam się do ciebie, który jednoczysz serca zwrócone ku górze. Twoje imię jest fundamentem nocy. Oskarżyciel o tysiącu głosach zajmuje miejsce, w którym nie jesteś nazywany po imieniu. Błogosławione imię, które spaja ten dom niewzruszoną siłą miłosierdzia, które wiąże tę piosenkę ze skałą.

43 Święte jest imię twoje

   ŚWIĘTE JEST IMIĘ TWOJE, święte twoje dzieło, święte są dni powracające do ciebie. Święte lata, które przed nami odkrywasz. Święte są ręce wyciągane ku tobie i płacz do ciebie wypłakiwany. Święty jest ogień pomiędzy twoją i naszą wolą, uszlachetnia nas. Święty, który nie zaznał odkupienia, okryty twoją cierpliwością. Święte są dusze zagubione w twojej bezimienności. Święte i jaśniejące i jaśniejące wielkim blaskiem jest każde istnienie, powołane do życia w tym świecie i przykryte upływającym czasem, dopóki twoje imię nie będzie sławione na wieki.

44 Medytacje wielkich umysłów

   MEDYTACJE WIELKICH UMYSŁÓW przerastają mnie, a skomplikowane sploty liter przekraczają moją zdolność pojmowania. Nie mogę zniżyć się do przejawów świętości, a moje marzenia nie wzlatują. Ale uczyłeś serce, jak ma się samo odnajdywać w prosty sposób, miotłą i szmatą, nie pozwolisz memu sercu pokryć się kurzem. Przychodzę do ciebie po miłosierdzie i słyszysz moje wołanie, dajesz przeznaczone mi schronienie, a moje uczynki wykorzystujesz jako ostrzeżenie dla innych. błogosławiony, który słyszysz wołanie ze schronienia każdego człowieka. Odrzucasz mnie, aby ponownie mnie przyciągnąć, usuwasz w cień wszystkie oczekiwania, które nie są tobą. Nauczasz mnie głosem, upominasz tandetnymi nagrodami. Wołam pokonany, wtedy prostujesz moje myśli. To twoje imię nadaje krzykowi uzdrawiające właściwości, to twoje miłosierdzie chroni serce w panice potwierdzeń i zaprzeczeń. Pozwól sercu przemówić do zaprzyjaźnionego serca, ty, który rozszyfrowujesz świat przed dzieckiem. Niech serce mówi o miłości, która upokarza je dla miłości niepohamowanej, i niech wyszeptana wdzięczność podtrzymuje mnie przez cały dzień. Wobec bezsensowności wszystkiego innego tworzysz miejsce dla siebie, umacniasz swoją obecność, a ja proszę, bym mógł się pokłonić przed panem mego życia.

45 Nie wiedząc, dokąd iść, idę do ciebie

   NIE WIEDZĄC, DOKĄD IŚĆ, IDĘ do ciebie. Nie wiedząc, w którą stronę się zwrócić, zwracam się do ciebie. Nie wiedząc, jak mówić, mówię do ciebie. Nie wiedząc, czego się trzymać, przywiązuję się do ciebie. Kiedy gubię drogę, wytyczam drogę do ciebie. Kiedy pobrudzę serce, wznoszę je do ciebie. Kiedy marnotrawię swoje dni, przynoszę ich do ciebie cały stos. Szeroki gościniec zasypany jest gruzem, wędruję do ciebie po włosie. Mur wysmarowany jest nieczystościami, idę po promyku światła wpadającego przez dziurkę. Zablokowany przez własne myśli, frunę na kosmyku wspomnienia. Pokonany przez ciszę, znajduję miejsce, w którym cisza jest trudniejsza do uchwycenia. I oto w porażce pojawia się otwarcie. Oto spręża się wola. I ogarnia lęk przed tobą. Umacnia się miłosierdzie. Bądź błogosławiony w tej człowieczej chwili. Błogosławiony, którego obecność rzuca światło na niewyobrażalne zło. Błogosławiony, który wydobywasz łańcuchy z ciemności. Błogosławiony, który oczekujesz w świecie. Błogosławiony, którego imię w tym świecie istnieje.

 

 

46 Pomóż mi w deszczu

   POMÓŻ MI W DESZCZU, pomóż w ciemności, pomóż mi przy tym nieprzydatnym stole. Pochyl mnie przed deszczem i pozwól ciemności przemówić do mego serca. I bądź błogosławiony, który przemawiasz z ciemności, który nadajesz kształt spustoszeniu. Przyciągasz na powrót serce rozsypane w tym świecie, wytaczasz granice bólu. Tym, którzy znają twoje imię, dajesz poznać swoje miłosierdzie, a twoją moc uzdrawiania można odnaleźć pod wzbierającym płaczem. Ruiny są znakiem twojej siły, twoja dłoń kruszy mury i wszystko pęka, aby odbudować tron twój w sercu. Odcisnąłeś swoje imię w chaosie. Oczy, które toczyły się już ku ciemności, wtoczyłeś z powrotem do czaszki. Niechaj każdy człowiek znajdzie schronienie w fortecy twego imienia, niechaj jeden dostrzega drugiego z wież twego prawa. Stwórz świat na nowo, postaw nas, tak jak zrobiłeś to już wcześniej, na fundamencie swojego światła.

 

47 Moja dusza odnajduje

   MOJA DUSZA ODNAJDUJE swoje miejsce w Imieniu, odnajduje ukojenie w objęciach Imienia. Szarpałem się z kształtami i z liczbami, ciosałem ostrzem i ciosałem rozumem, żeby zrobić miejsce na schronienie dla duszy, ale nie znalazłem go. Błogosławione Imię, które zapewnia duszy bezpieczeństwo, jest kręgosłupem i tarczą naszej intymności, zdrowym oddechem naszego wnętrza. Szukam słów, które będą służyć twojemu miłosierdziu. Wyławiasz mnie ze zniszczenia i zdobywasz moją duszę dla mnie. Wydobywasz ją z nierzeczywistości mocą swego imienia. Błogosławione Imię, które jednoczy oczekiwania i zmienia dążenia w pochwalny hymn. W popłochu wybudzam się na twoje imię ze zbędnego planu, wszystkie Twoje stworzenia rozmawiają ze sobą, samotność z samotnością, a dzięki twoim niezgłębionym zmysłom przedmioty opadają z lekkością. Błogosławiona jest kryjówka mojej duszy, błogosławiona postać miłosierdzia, błogosławione imię. 

48 Zbudź mnie Panie

ZBUDŹ MNIE, PANIE, ze snu rozpaczy i pozwól opisać mój grzech. Nie wpadnę w osłupienie, choć twoje imię do tego skłania. Zbudowałem dwór, zasnąłem pod koroną i śniłem, że mogę władać niegodziwcami. Zbudź mnie w ojczyźnie mego serca, gdzie będziesz wielbiony po wsze czasy.  Zbudź mnie w miłosierdziu tchnienia, którym mnie budzisz. Usuń świat, jaki twoje stworzenie stworzyło na własną rękę, i trwaj w dniach, które mi pozostały. Rozwiej samotny sen, który osądza moją niewiedzę, i wymieć dzieła moich rąk, te barykady nieczystości, którymi dowodziłem przeciwko strumieniom miłosierdzia. Niech twoja mądrość wypełni moje osamotnienie, wznieś na tych ruinach swoją wyrozumiałość. Pobłogosławione imię chwały twego królestwa teraz i zawsze. Czego nie powiedziałem, daj mi odwagę powiedzieć. czego nie uczyniłem, daj wole, bym to uczynił. Bo ty i tylko ty uszlachetniasz serce, tylko ty uczysz śmiertelników, w mądrości swej odpowiadasz trzęsącym się przed tobą. Błogosławione imię tego, który pokłada wiarę ze śpiącymi w pyle, który ocalił mnie już tyle razy. Dla ciebie jest dzień i świadoma noc, dla ciebie tylko jedyne uświęcenie. Przywiąż mnie poufale, przywiąż do swojego czuwania.

 

49 Całe moje życie pęka

CAŁE MOJE ŻYCIE PĘKA wobec ciebie, cała moja chwała splamiona jest przed tobą. Nie pozwól iskrze mojej duszy zgasnąć w jednostajnym smutku. Daj mi owo pęknięcie wznieść ku tobie, do tego świata, gdzie pęka się z miłości. Nie pozwól, bym wymawiał własne słowa, tylko zmień je w prawdę. Usta niech pouczą serce, a co pękło na tym świecie, niech na ten świat upadnie. Dopuść mnie do zmagań wiary. Nie zostawiaj mnie tu, gdzie gasną iskry, gdzie w ciemności opowiada się żarty, gdzie wytwarzane są nowinki i ocenia się je na szali grozy. Wystaw moją twarz na promienie miłości. O źródło światła, lub na majestat swego mroku, byle nie tu, nie zostawiaj mnie tu, gdzie zapomniano o śmierci, a nowinki szczerzą zęby.

50 Zgubiłem się, zapomniałem

ZAGUBIŁEM SIĘ, ZAPOMNIAŁEM wzywać twojego imienia. Nieokrzesane serce uderzyło o świat, a łzy towarzyszyły moim utraconym zwycięstwom. Ale ty tu jesteś. Zawsze tu byłeś. Świat i tak o wszystkim zapomina, a serce to furia pomieszanych kierunków, lecz twoje imię jednoczy serca, a świat zostaje przez ciebie wyniesiony na swoje miejsce. Błogosławiony, który w sercu podróżnika czeka na swoją kolej.